Było już po wojnie. Moja wataha walczyła z inną watahą, która była
silniejsza. Polegliśmy. Potem wzięli nas do nie woli. Nadszedł dzień w
którym mieli zabić wszystkich. Ja jednak zdążyłem uciec, ale nie
zdążyłem pomóc innym. I tak zrozpaczony ruszyłem w głąb lasu. Dla
uśmiechu zacząłem śpiewać, a ptaki mi nuciły. Nagle coś usłyszałam. Coś
się poruszyło w krzakach. Byłem wojownikiem, więc skoczyłem w krzaki.
Okazało się, że to były ciernie, a ktoś stał z tyłu nich. Ja się jednak
cały poharatałem. Otworzyłem oczu. Okazało się, że leżałem na jakiejś
waderze. Szybko zszedłem z niej
- Co się podkradasz!- warknąłem
<Jakaś wadera?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz